ZYZZYX ROAD

grillo … ZYZZYX …

Zyzzyx Road ma bardzo

Сiekawe miejsce w historii kina.

Jego jedynym roszczeniem do sławy jest fakt bycia, z tego co nam wiadomo, najmniej zarabiającym filmem wszechczasów. Udało mu się zarobić mniej niż kosztuje przeciętne Starbucksowe zamówienie. Serio, jedyne ciekawostki na stronie IMDB tego filmu to dwa warianty tego faktu. Jest tu oczywiście pewna klauzula. Każdy może zrobić film, wypuścić go i dostać za to jakieś kieszonkowe. Zerknijcie chociażby na większość filmów wypuszczanych na .

Więc mowa tu tylko o filmach, które zostały faktycznie wypuszczone w kinach i były więc, że tak powiem, "oficjalne". Należy też go odróżnić od bardzo podobnie nazwanego filmu Zzyzx, kolejnego niskobudżetowego thrilleru z 2006 który *także* dzieje się na Mojave i który też nic nie zarobił! To zbieg okoliczności na poziomie zaćmienia słońca. Zanim jednak zaczniemy mówić o tym filmie poruszmy bardzo ważną kwestię która pewnie jest głównym powodem oglądania przez was tego filmu: JAK?! Cóz, "Odpowiedź może Cię zaskoczyć!". Heh, wybaczcie Ale serio, odpowiedź może być inna niż można by oczekiwać. W skrócie, nawet nie próbowali. Widzicie, aktor Leo Grillo był zwierzęcym pasjonatem i chciał robić ciekawsze filmy o zwierzętach niż nudnawe, familijne twory typu Lassie. Połączył więc siły z reżyserem Johnem Penney. I powiedzieli sobie: 'Tak, zróbmy własny film, z pokerem i prostytutkami!’ ‘I umiejscowimy go na ostatnim zadupiu, wcale nie będzie nam się tam żmudnie kręciło!’ ‘I nazwiemy go na cześć innego ostatniego zadupia, ale z jakiegoś powodu zróbmy w nazwie byka!'.

Serio nie wiem dlaczego to zrobili ‘I skupmy się na kapitale zagranicznym, a póżniej wypuścimy go ponownie w USA, jak już nasze gwiazdorskie kariery wypalą!' *śmiech* 'W końcu…’ ‘A wtedy udowodnimy już nasze reżyserskie zapędy i zrobimy sobie Rambo, ale z psem’! *śmiech*. Wiecie co, powinni w sumie zrobić tamten film, to byłoby świetne…. Ale żeby jednak być uczciwym, w tym szaleństwie jest metoda. Sęk w tym, że życie woli szaleństwo. Penney miał nawet tę najgroźniejszą myśl: “No dobra, co może pójść nie tak? Jeślifilm się nie uda, to nikt przynajmniej go nie zobaczy.”. Zapeszyłeś, kolego! Zapeszyłeś! Grillo and Penney - co brzmi jak duet magików - nieszczególnie przejmowali się pieniędzmi z USA. Ale pod uzgodnieniem które mieli z Gildią Aktorów Ekranowych, co pozwoliło ich ekipie grać w niskobudżetowych filmach za niższe niż zazwyczaj stawki, ZIVIVIZIZ Road musiało mieć kinowy debiut w Stanach. Pomyśleli więc: "Dobra, jak się z tego wykręcić wydając i starając się przy tym jak najmniej?”.

Odpowiedzią było wynajęcie jednego kina w Dallas w Teksasie, za $1000, wyświetlenie filmu raz dziennie w południe przez sześć dni i w ogóle nie reklamując. Prawnie byli całkowicie kryci, a zaoszczędzili sporo na gażach aktorskich. Oznaczało to też, że przez ten czas film obejrzało tylko sześć osób. Żeby było śmieszniej, to sporo mniej osób niż nad nim pracowało. Za przychód w wysokości $30. W dodatku, główna makijażystka zabrała na ten film znajomą, a Grillo nalegał na zwrócenie im pieniędzy. Więc już po wszystkim, całej pracy i wydaniu mniej więcej dwunastu milionów, Zyzzyx Road zarobiło na siebie $20. Mógłbym nakręcić ten film scena po scenie używając figurek do Warhammera, wstawić to na i zarobić więcej.

Więcej zapłaciłem za jedną *rękę* tego Ciężkiego Dreadnoughta Telemon Adeptus Custodes. Wiem, mam problem z plastikowym crackiem ale mi z tym pomagają. Nie wszystko było jednak złe, bo zagraniczne rynki w które celowali zebrały razem prawie $370,000 do końca roku na sprzedanych płytach DVD.

Ale oczywiście, głównym powodem dla którego film

Przykuł uwagę była ich dziwaczny marketing.

Penney był rzekomo "zażenowany" odkryciem, że o jego dziele mówi się wyłącznie w kontekście niewielkich przychodów. Niezamierzona odznaka hańby, bez której. Zyzzyz Road byłoby całkiem zapomniane przez historię. I jako ktoś, kto go faktycznie obejrzał myślę, że może tak byłoby lepiej.

Bo nie jest dobry. Ale najpierw NATURA. *Pisk*. W tym kolejnym odcinku największych cudów natury, obserwujemy typowe domowe Raycony. “DOBRE… EFEKTY… WIZUALNE!”. Ta odmiana luksusowej słuchawki bezprzewodowej występuje w każdym środowisku domowym, poza tymi, których właściciele zwyczajnie nie są pog. Młode często są ostrożne wobec innych istot, kryjąc się w trudno dostępnych miejscach, takich jak kąty pokojów czy apteczki. Zupełnie jak ich dziko żyjący kuzyni, mają wiele odmian kolorystycznych, co pozwala im wtopić się w otoczenie i unikać wykrycia.

Mogą się też gnieździć w ochronnej skorupie, co pozwala im się podładować, osiągając do 8 godzin czasu działania, lub do 32 godzin jeśli zostaną w pojemniku. W dodatku, mogą użyć swojego wzmocnionego basu do odgonienia drapieżników, takich jak typowy kot domowy lub lubiąca wypić kura domowa. *TUBA Z INCEPCJI*. Gdy osiągną dojrzałość, będą też w stanie użyć Bluetooth w celu połączenia z odpowiednim urządzeniem i zwabić niczego nieświadomego gospodarza swoim wyglądem i obietnicą kojących dźwięków. Gdy zostaną włożone, ich komfortowa konstrukcja zapewnia, że nie wypadną ze swego nowego gniazda, pomimo trudów życia lenia kanapowego. Mają szeroki wybór żelowych nakładek w celu zapewnienia gospodarzowi wygody, a w przeciwieństwie do innych istot tego typu, nie wystają z uszu, nie utrudniając gospodarzowi odnalezienia potencjalnego partnera. A ich niezwykły poziom wyciszenia oznacza, że nikt inny nie usłyszy ich krzyków. *Krzyki*.

Na koniec ich macki sięgają w głąb mózgu gospodarza, przejmując jego ośrodek przyjemności, i pozwalająć zapomnieć o bólu wywołanym koniecznością oglądania okropnych filmów dla czynszu. Poza do połowy niższą ceną od innych, luksusowych marek - wciąż oczywiście brzmiąc równie dobrze - mają też możliwość zwrotu do 45 dni po nabyciu. Więc żeby dostać 15% zniżki na tą wyjątkową istotę *i* pomóc wspierać ten kanał, wejdźcie na buyraycon.com/cynicalreviews lub kliknijcie link w opisie i przypiętym komentarzu. I wróćcie następnym razem, gdy zerkniemy na cudowne życie tajemniczych, latających rayconów. *Śmiechy*. Pierwszy i najbardziej oczywisty znak, że ten film jest przeklęty to dobór aktorów. W tym okresie, Katherine Heigl była znana z bycia w Grey’s Anatomy. A założenie Grillo i Penneya, że jej kariera wypali nie było wcale takie głupie.

Całkiem jej wyszło w późnych dwutysięcznych. Nie wiem tylko dlaczego było konieczne wystawienie jej cycków na plakacie. Wszystko żeby sprzedać film, nie?! Ale później popełniła największą gafę możliwą w Hollywood: obażała ludzi z którymi pracowała i pogrzebała tym swoją karierę. Zabawne jak bardziej obeszło ich to niż znane wszem i wokół molestowanie, Ale dobra Hollywood, daj nam kolejną lekcję o dziewczęcej sile. Thora Birch - którą możecie pamiętać z filmu o okropnej ekranizacji Lochów i Smoków i Paktu Ciążowego - dostała ofertę tej roli przed Heigl.

Powiedziałbym, że uniknęła kłopotu, ale jej kariera

*też* już wtedy krążyła wewnątrz muszli! a teraz została skazana na bycie stałym gościem w tych recenzjach.

Jest jeszcze Tom Sizemore.

Po graniu w epickich bestsellerach takich jak Szeregowiec Ryan czy Helikopter w Ogniu, wyrobił sobie reputację kogoś, kto stale walczy, i przegrywa, z prawem.

Stał się od wtedy niemalże tak nietykalny jak Steven Seagal. Bez jaj, został aresztowany zanim pojawił się na planie za złamanie warunków zwolnienia za wykroczenie na tle narkotykowym! A biorąc pod uwagę jak grał, nie zdziwiłoby mnie jakby cały ten czas był najarany. Nie żebym go za to winił. I na sam koniec, w roli głównej jest sam Grillo, o którym wcześniej nie słyszałem i który w niczym więcej nie wystąpił. Co jest dobre, bo jego gra aktorska jest okropna. Depcze po piętach Neilowi Breenowi. “Brenda? Nie. Nie, nie Brenda proszę.

Przepraszam.” BRENDA: "Wezmę Natalie, wiesz?! WezmęNatalie jak odejdę!Nigdy jej już nie dostaniesz!” “Nie mogę uwierzyć w twoje samobójstwo! Nie mogę uwierzyć w twoje samobójstwo!". BRENDA: “Nie mogę uwierzyć że tak to wszystko zostawisz, i po co?! Dla tej dziewczyny!” “Nie-nie. Nie! Nie!” “Jak mogłeś to zrobić? Jak mogłeś popełnić samobójstwo?”. BRENDA: “Ta rzecz? Jakiekolwiek piekło sobie urządziłeś. Módl się lepiej żebyś mógł-” “Nie. Nie. Nie. Nie! Nie.".

Ma też klatę tak owłosioną, że Derek Savage byłby z niego dumny. Ale założył też schronisko dla zwierząt i do dziś je prowadzi. Więc, wiesz co? Wszystko wybaczone, ty absolutny bohaterze. Zawekzawiziweze jest historią Granta, postaci Grillo, który ma romans z napaloną cizią Marissą, graną przez Heigl. Sizemore gra znęcającego się nad nią byłego, Joeya, który zjawia się by wejść im w paradę. Grant zabija go w samoobronie, więc zabierają jego ciało na pustynię Mojave żeby je pogrzebać. Ale jako, że są najbardziej niewydarzonymi mordercami na srebrnym ekranie, Joey wcale nie zginął, łatwo ucieka a film zmienia się w bardzo gównianą grę w kotka i myszkę. Coś jak Szczęki, tylko Tom Sizemore jest rekinem i wcale nie jest strasznie.

Sizemore używa swojej patentowanej miny typu "Hej dzieciaki, macie crack?". A niemal każde z jego wejść to po prostu kiepski jumpscare. “Auć, cynamon płonie! Au, stop! Cynamon płonie! AU! Auć…” “JEZU CHRYSTE!” “Co do ch-”. Ma też *stanowczo* zbyt dużo frajdy z zabawy tym plastikowym nożem. Jeśli Marissa miała być głupia i denerwująca, to Heigl wykonała kawał dobrej roboty. “O UDAŁO SIĘ!”. A ten odgłos ssania który ciągle z siebie wydaje doprowadzi was do szaleństwa. Oboje z nich grają co najmniej znośnie, ale Grillo ledwo ukazuje jakiekolwiek emocje biorąc pod uwagę chore rzeczy, które się wokół jego postaci wydarzają.

“Zamierzasz ją zabić?” “To nie jest ona, to jest *to*!” “Chyba cię popier****!" JOEY: “Czyżby?” “Tak, mówisz o zabiciu niczego niewinnej kobiety!”.

Są jedynymi ludźmi w filmie, poza tym

Nieszczęśnikiem który obrywa w twarz z efektem dźwiękowym który słyszeliście w 50 różnych grach.

*PLASK* *UFF!*. A, i jest jeszcze ten koleś, o nim za chwilkę! Żadna z postaci nie jest ani trochę sympatyczna czy miła, i nie ma powodu, by kogokolwiek obchodziły. Najlepszą postacią jest grzechotnik, wyłącznie dlatego, że sprawia Marissie ból. Po jakimś czasie zdarza się zwrot fabualrny i film udaje, że to jakiś wielki sekret, Tyle tylko, że dialogi i efekty przed nim czynią go tak oczywistym, że ani trochę nie dziwi. Film zabija własne tajemnice. To bardzo dobry przykład różnicy pomiędzy zapowiedzią a nakręcaniem.

To także wnioski, do których wasze mózgi zapewnie same dojdą w celu wyjaśnienia wszystkich głupot i nonsensów na ekranie. W paru rzeczach próbuje wzorować się na Twilight Zone i Davidzie Lynchu, ale ostatecznie wyszedł jak g*wniany odcinek American Horror Story. Albo bardziej jak projekt studencki, taki opis bardziej pasuje do moich odczuć. Dialogi są naprawdę słabe i za bardzo polegają na ekspozycji. Wiele zwrotów w fabule nie ma sensu, nawet biorąc pod uwagę dziwny kierunek, w którym idzie. Światło jest nie tylko okropne, ale też niesamowicie nierówne. Jumpscare'ów jest tak wiele, że w zasadzie stają sie śmieszne. Efekty krwi wyglądają naprawdę tandetnie i zmieniają się nawet wewnątrz jednej sceny.

I wydaje mi się, że raz po prostu użyli dżemu. Sam film w głównej mierze jest po prostu nudny. Więc o szczegółach fabularnych szkoda po prostu gadać. Ale film ma swoje momenty niezamierzonej komedii. Jak kiedy Grillo ma problemy z przeciągnięciem ciała Sizemore'a przez framugę drzwi. Gdy ma problem z wejściem na płaski nasyp. I gdy dzieje się to… “NIE!” “O Boże nawet go nie widziałem! Wyrósł jak spod ziemi! Co on do cholery robił?!”. Nawet go nie widziałem! Wyrósł jak spod ziemi! Takie coś powinno trafić do parodii, nie jako punkt kulminacyjny thrillera! Do k**wy nędzy! Ale z dobrej strony mamy też uch….

uh… chwila, dajcie pomyśleć, um…. A, jest pies! Ch**owy z niego pies strażniczy, ale dobra z niego psina, więc wszystko ok. Oto więc Zyzzyx Road, najmniej zarabiający film wszechczasów. Czasem śmieszny, głównie kiepski i tak ogólnie dość przeciętny. Niewiele więcej można o nim powiedzieć. Trzeba przyznać, że Grillo i Penney znieśli nieoczekiwaną negatywną uwagę dość dobrze. W sumie, jeżeli twój film to nie Cuties, nie ma czegoś takiego jak zła reklama. I tylko jakiś tuzin ludzi w ogóle by o tym filmie wiedział, gdyby nie to dziwne zrządzenie losu.

Muszę przyznać, że w sumie czuję dziwny respekt dla ich decyzji, żeby nie tylko pójść i zrobić własny film, ale żeby także mieć to w dupie i wyświetlić go w tylko jednym kinie. To to całkiem spoko. Więc jak znajdziecie okazję, możecie go sobie obejrzeć. Chociażby tylko po to, żeby móc powiedzieć, że obejrzeliście i dołączyć do Klubu Spoko Dzieciaków.