Wyspa Doktora Moreau

brando … Wyspa …

Są przeklęte filmy,

i jest też Wyspa Doktora Moreau

Która jest chyba najbardziej przeklętym filmem wszechczasów. Nie tyle sam film, który nie jest niczym niezwykłym i pewnie zostałby zapomniany, gdyby nie stał się niesławny przez bycie jednym z najtrudniejszych, najbardziej stresujących i wręcz - koszmarnych planów filmowych. To karambol, który był tak dziwaczny i okropny, że w zasadzie aż śmieszny. To historia rozdętych ego, głupich dramatów, marnowania talentu i zwykłego wariactwa.

I tego, jak sen przeradza się z rzeczywistości w koszmar. Zapnijcie lepiej pasy, bo to będzie naprawdę ostra jazda. Wyspa Doktora Moreau to w zasadzie trzecia adaptacja książki H.G Wellsa z 1896 roku, opowiadającej o szalonym naukowcu tworzącym ludzko-zwierzęce hybrydy przez chore eksperymenty i wiwisekcje, co w tamtych czasach było gorącym tematem. Jak można się domyślić, film porusza takie tematy jak człowieczeństwo, okrucieństwo czy człowiek w przenośni i dosłownie pchający palce w naturę. Film z 1996 śledzi negocjatora ONZ, Edwarda Douglasa. Którego samolot rozbija się na Morzu Jawajskim i którego na wyspę zabiera Montgomery, asystent Moreau. Gdzie zrozumiale przeraża go społeczeństwo hybryd stworzonych przez Moreau w jego chorym dążeniu do perfekcji. Pomijając sporo detali, część z hybryd się buntuje i zabija Moreau, po czym odstawiają więcej zniszczenia i degeneracji niż na typowym zlocie furry.

(Wybaczcie, ale te żarty są aż zbyt oczywiste…). Montgomery'emu odbija i próbuje zająć jego miejsce, ale również ginie tak jak córka Moreau i oryginalna kobieta-kot, Aissa. Douglas wkręca przywódców w pozabijanie się nawzajem, pokojowa frakcja znowu przejmuje kontrolę a Douglas odchodzi, kontemplując dzikosć ludzką, podczas gdy hybrydy dosłownie wracają do korzeni ludzkości.

Film był dziecięcą pasją reżysera Richarda Stanleya,

Który spędził 4 lata udoskonalając swoją wizję zanim new line cinema dało mu zielone światło.

Chciał stworzyć mroczne i satyryczne spojrzenie na książkę, a przez pryzmat kręcenia dziwnych, niskobudżetowych filmów Sci-Fi i horrorów takich jak Hardware czy Dust Devil, był widziany jako wystarczająco dziwaczny, żeby tę wizję zrealizować. Dokładnie tego typu filmu New Line szukało, i miał to być pierwszy szczebel Stanleya na drabinie sławy. Na razie świetnie, nie? Cóż, szykujcie popcorn, bo pora na niezłe przedstawienie. Widzicie, New Line było mocno cwane i za plecami Stanleya zaoferowali stołek reżysera Romanowi Polańskiemu.

Wiecie, reżyserowi który był wtedy na permanentnym wygnaniu ze Stanów po przyznaniu się do sodomizacji nieletniej dziewczyny. Gdy Stanley odkrył tę zdradę, był *niesamowicie* wściekły. "Trzymasz się?” “Nie, facet. Ni chuja się nie trzymam.”. Domagał się więc spotkania z Marlonem Brando, legendarnym podwójnym zwycięzcą Oscara, którego New Line udało się załatwić do roli tytułowego doktora. Raczej dziwaczny i ekscentryczny Stanley skonsultował się nawet z czarownikiem Skipem, który skaleczył go i narysował magiczne symbole w celu pomocy Stanleyowi w przekonaniu Brando. I nie, nic z tego nie zmyśliłem! Mówiłem, że ta historia jest szalona! New Line nalegało, żeby ktoś. z kierownictwa też tam był.

Więc Brando - będąc absolutnym cwaniakiem - podkręcał temperaturę w klimatyzacji dopóki kierowniczka nie zasnęła. Brando dał się przekonać wizją Stanleya, oraz dobrym zrozumieniem materiału źródłowego, oraz podobieństwem do książki Josepha Conrada "Jądro Ciemności" oraz filmu Czas Apokalipsy, w którym Brando też zagrał i miał na jego punkcie obsesję. Powiedział więc New Line, że zagra w filmie tylko, jeżeli nakręci go Stanley. Powiedzieć, że Brando był wtedy legendą Hollywood to ogromne niedopowiedzenie. Większość ludzi w tym biznesie radośnie by wypłukała gardło zawartością jąder bawoła żeby mieć szansę z nim pracować. A skoro jego udział był uznany za niezbędny, New Line nie miało wyboru i oddało stołek Stanleyowi. “Bo to jest Marlon Brando”. Czego się jeszcze nasłuchacie.

Brando zapracował też na reputację kogoś, z kim pracuje się równie przyjemnie co podcieranie się papierem ściernym. Ale do tego jeszcze wrócimy. Póki co, wyobraźmy sobie jak wielki musiał być ten banan na twarzy Stanleya. Po zabezpieczeniu udziało Brando, Bruce Willis został wybrany jako Douglas, a James Woods jako Montgomery. Udział tej trójki w celu ściągnięcia widowni pozwolił New Line zwiększyć budżet filmu z zakładanych 8 do 10 milionów dolarów do znacznie smakowitszych 40 milionów. Fairuza Balk dostała główną rolę żeńską jako Aissa, a i weteran przebrań Ron Perlman dostał rolę poboczną. Na planie filmu w Cairns, w Australii, wszystko było *prawie* gotowe. Ale wtedy zaczął wszystko trafiać szlag.

W najbardziej tragiczny możliwy sposób. (SERIO, JEŻELI ŹLE DZIAŁA NA WAS SAMOBÓJSTWO LUB SAMOOKALECZENIE, POLECAM PRZESKOCZYĆ O 10 SEKUND W PRZÓD). Serio, to nie jest śmieszne. Tylko tragiczne. (SERIO, JEŻELI ŹLE DZIAŁA NA WAS SAMOBÓJSTWO LUB SAMOOKALECZENIE, POLECAM PRZESKOCZYĆ O 10 SEKUND W PRZÓD).

Cheyenne, córka Brando, odebrała sobie życie, więc

Załamany brando zaszył się na swoim prywatnym atolu w tahiti.

Nie dając Stanleyowi i New Line informacji

Kiedy i czy w ogóle pojawi się na planie.

A, i żeby było "śmieszniej", podczas pierwszego dnia kręcenia, Francuski rząd zdetonował bombę atomową niedaleko wyspy Brando.

Z deszczu pod pieprzoną rynnę, nie? Później Bruce Willis również musiał całkiem się wycofać żeby zająć się rozwodem z Demi Moore. New Line chciało go zastąpić Valem Kilmerem, który tyle co zagrał w bardzo udanym Batman Forever. I to był szczyt jego sławy, i w dodatku jego ego. Był gwiazdorem, ale mój Boże, był tego świadom. Zgodził się, bo chciał pracować z Marlonem Brando (tego również się jeszcze nasłuchacie). Ale był teraz wielkim aktorem, więc jego czas był cenny. Zażądał więc, żeby skrócić jego wymagany czas pracy o 40%. Gdy został poinformowany przez New Line, że jedyną nadzieją filmu było przyjęcie Kilmera, na tak krótko przed kręceniem, osłupiały Stanley nie miał wyboru.

Kilmerowi udało się też wykorzystać panikę studia nad tym, co działo się z filmem żeby wymusić na kierowniku New Line danie mu mniej ważnej roli Montgomery'ego, która wymagała mniej wysiłku. To oznaczało, że James Wood stracił rolę, a Rob Morrow został szybko ściągnięty do roli Douglasa. Ale ego Vala Kilmera sprawiło, że zanim w ogóle zaczęto film kręcić, chciał się wycofać ze względu na róznice opinii na temat jego kierunku. Ale New Line potrzebowało jego gwiazdorskiej potęgi żeby sprzedać film i nie mogło go stracić, więc zmusili go do trzymania się umowy. Nigdzie się nie wybierał. I tak zaczęła się niesława Vala Kilmera: aktora Hollywood i kompletnego gnojka. Kilmer twierdził później, że to zachowanie było spowodowane pozwem o rozwód, (PRZYZNAŁ TEŹ PÓŹNIEJ, ŻE ŹLE SIĘ ZACHOWAŁ I OKAZAŁ SKRUCHĘ) o którym dowiedział się oglądając wiadomości. (PRZYZNAŁ TEŹ PÓŹNIEJ, ŻE ŹLE SIĘ ZACHOWAŁ I OKAZAŁ SKRUCHĘ).

Auć, to musiało boleć…. Ale bez względu na powód, jego zachowanie sprawia, że Alec Baldwin czy Shia LeBouf są w porównaniu jak Keanu Reeves. Nie chciał tam być i za punkt honoru postawił sobie sprawić, żeby inni też nie chcieli. Pojawił się na planie o dwa dni za późno, nie nauczył się kwestii i nie wiedział nic o swojej postaci. Jak prawdziwy zawodowiec. Jak wiele osób z ekipy poświadczy, był ciągle niemiły, opryskliwy i arogancki. Podkopywał też, stale poniżał i kłócił się ze Stanleyem. “Richard chciał trochę go ukierunkować.

Val stwierdził: “‘Richard, reżyser stoi za kamerami, to aktorzy stoją przed kamerą.’ “‘Idź sobie za swoje kamery.’”. Odmawiał czytania swoich kwestii wedle scenariusza i nalegał na dodawaniu dziwactw do kostiumów. Mówi się, że w pewnym momencie usiadł na ziemi i odmówił wstania. Ron Perlman, który miał tam być tylko przez trzy tygodnie, skończył siedząc na planie przez ponad cztery miesiące, bo jego postać dostała część kwestii leniwego Kilmera. Z drugiej strony, niemiecki aktor Marco Hofschneider- (bardzo przepraszam jeśli spieprzyłem wymowę) miał sporo wycięte ze swojej roli, ponieważ Kilmer nie chciał, żeby ten go przerósł. Tak, o takim poziomie małostkowości tu mowa. A Stanley był na tyle rozkojarzony uporem Kilmera, że ucierpiała na tym cała produkcja. Niestety każdy zaangażowany musiał ścierpieć jego upierdliwość, bo studio go potrzebowało.

Hollywood, panie i panowie! Jakby było im potrzeba więcej dowodów, że film był przeklęty, inne mroczne omeny to między innymi: Osobista asystentka Stanleya ugryziona przez jadowitego pająka, co stopiło jej skórę.

Czarnoksiężnik Skip został zakażony mięsożernym pasożytem.

Widocznie na to nie miał zaklęcia…. Dom matki Stanleya został uderzony przez piorun nie raz, nie dwa, a aż trzykrotnie! I niemalże natychmiast po rozpoczęciu kręcenia, na plan wpadł huragan i zniszczył sporą jego część. Łódź przewożąca egzotycznie zwierzęta została w ten huragan złapana i jak Stanlej próbował pomagać ratować zwierzęta, naszczała na niego puma. Cóż, faktycznie "z deszczu". W drugim dniu kręcenia, Rob Morrow stwierdził: "Jebać to!". I pozwolono mu wrócić do domu po tym, jak ze łzami w oczach błagał przewodniczącego New Line.

Kilmer narzekał producentom, że film który z całej siły próbował zrujnować nie idzie dobrze. Szok! Jego narzekania trafiły na szczyt piramidy. New Line obwiniało Stanleya za to, że nie umiał kontrolować Kilmera, i mieli też dość jego niechęci do stawiania się na spotkania. Cierpiąc na ogromny nadmiar stresu i presji, i bez wsparcia Brando, swojego głownego sojusznika, Stanley stał się nieobliczalny i paranoiczny. Coś musiało pęknąć, i New Line nagle zwolniło Stanleya przez faks. Tchórze. Ale kierownictwo bało się, że może spróbować sabotować film, zaoferowali mu więc pełne wynagrodzenie jeśli odejdzie po cichu. Nakazali też asystentowi, żeby osobiście eskortował go na samolot do Los Angeles.

Tyle, że Stanley do niego nie wsiadł. Odstawił Arthura Flecka, na złość zniszczył masę dokumentów i zwyczajnie zniknął. Stanley był bardzo miłym reżyserem-pasjonatą i był respektowany przez załogę i aktorów. (Oczywiście nie licząc Chujka Fiutowskiego). I jego nagłe zwolnienie było dla nich szokiem. Fairuza Bulk gwałtownie kłócila się z zarządem, grożąc nawet, że wytnie sobie serce nożem do sushi. (JEŚLI WIERZYĆ STANLEYOWI). Po tym gwałtownie odeszła z planu i kazała aystentowi zawieźć się 2500 mil z Cairns do Sydney w wypożyczonej limuzynie.

Chciała zrobić jeszcze więcej dymu i hałasu, ale została ostrzeżona przez swojego agenta, że jeżeli nie wróci na plan, jej kariera zostanie kompletnie zrujnowana. Wyobrażam sobie taką scenę w Bojack Horseman, gdzie Bojack grozi odejściem żeby wspomóc kolegę, kierowniczka mówi "Nie bądź głupi" and on na to: "No dobra". Ale załoga była jawnie po stronie Stanleya, a gdy kierownik produkcji zażartowal, że podpali plan, studio wzięło to na poważnie i wzmożyło ochronę, naprawdę martwiąc się, że Stanley zgada się z załogą żeby zaszkodzić produkcji. Do tej pory wyglądało to dość chujowo, ale uwierzcie mi, to nawet nie jest blisko końca. New Line zainwestowało miliony dolarów w ten film i nie mogło go po prostu porzucić. Produkcja została więc wstrzymana na 3 tygodnie gdy szukali reżysera. Gdy spora grupa reżyserów rzuciła okiem na projekt i z góry podziękowała, weteran branży John Frankenheimer podjął się wyzwania. Już dwukrotnie wcześniej przejął schedę po wylanych reżyserach i miał reputację kogoś, kto trudnych aktorów trzyma krótko.

Był więc dokładnie tym, czego New Line potrzeba. Chciał też pracować z Brando - bo był to Marlon Brando - ale zdołał też wykorzystać desperację studia, żeby załatwić sobie kontrakt na trzy filmy i górę kasy. Frankenheimer był nazywany jednym z ostatnich "staroszkolnych" reżyserów Hollywood.

Co tłumaczy się na “dupek”.

Szybko zraził do siebie załogę i aktorów

Swoim apodyktycznym podejściem.

Rzekomo traktował ich jak zwierzęta, lekcewazącym, despotycznym i werbalnie agresywnym zachowaniem. Do tego miał cały projekt i szczególnie australijską załogę w pogardzie. Ci ostatni pokazali, że z wzajemnością, dość kreatywnymi metodami.

Chciał też, żeby jeden z Aborygeńskich aktorów przyłożył komuś w łeb swoim digeridoo, co…. Coż, te przedmioty są uznawane za święte, więc nie? Tymczasem, David Thewlis został przyjęty na miejsce Morrowa, który odmówił powrotu. Thewlis również chciał pracować z Brando, oraz dostać darmową wycieczkę na Australię i sporą wypłatę. Ale gdy tam dotarł, Brando, który już się na planie pojawił, powiedział mu: “Wracaj do domu David, nad tym filmem nie powinno się pracować. Jest przeklęty.”. Cóż, na pewno się nie mylił…. Wszystkie sceny nagrane za Stanleya zostały uznane za bezużyteczne, produkcja znowu więc stanęła, na półtora tygodnia. Frankenheimer przyprowadził Rona Hutchisona, scenarzystę z którym już kiedyś pracował, żeby zmienić w scenariuszu tak wiele, że z pierwotnego pomysłu Stanleya niewiele zostało, mimo że wciąż widnieje w napisach.

Jakąkolwiek wizję miał Stanley, zaginęła bez śladu, a Frankenheimer nie miał niczego, by ją zastąpić. I wprowadzone zmiany były nie tylko słowami Thewlisa, “równie gówniane”, dostarczono je na plan filmu zaledwie kilka dni przed kręceniem i przez cały ten czas wszystko było trzymane w tajemnicy. Przez co wielu aktorów pozmieniało swoje postacie lub zwyczajnie improwizowało sceny. I wtedy Marlon Brando w końcu się pojawił. Co oznacza, że w końcu możemy o nim opowiedzieć. Jak już mówiłem, Brando był absolutną *legendą* Hollywood. Ale, mój Boże on *też* był tego świadom. Po otrzymaniu Oskara za rolę w Na Nabrzeżach i pomoc w zrewolucjonizowaniu sztuki gry aktorskiej, dawno przestało go obchodzić co ludzie o nim myślą, więc jego oburzające zachowanie divy i wchodzenie reżyserowi w paradę podczas kręcenia Buntu na Bounty utopiło ten film, zrobiło z niego żart, i zniszczyło jego karierę na następne 10 lat.

Dopóki nie dostał kolejnego Oskara za Ojca Chrzestnego. Nawet po powrocie do łask był uznawany za jednego z najcięższych do współpracy aktorów w całym przemyśle. I wyraźnie był znudzony tworzeniem filmów. Więc gdy zjawił się na planie był mniej jak kula burząca, a bardziej jak Snorlax ucinający drzemkę i blokujący drogę. Pewnego dnia, po prostu przyszedł na plan w sukience i nikt nie miał odwagi podejść i kazać mu jej zdjąć. Bo to Marlon Brando. A ponieważ to Marlon Brando, rzucał wiele “sugestii” co spowodowało jeszcze *więcej* zmian scenariusza. Ten absurdalny strój to jego pomysł.

Chciał też nosić wysoką czapkę, żeby móc nosić na głowie wiaderko lodu, którą ekipa musiała mu zrobić z kuchennego garnka. Gdy jego postać ciągle narzeka na upał, wcale wtedy nie grał. Chciał też, żeby jego tron miał w sobie pawie pióra, więc dyrektor artystyczny musiał parę zdobyć od nieszczęsnego pawia znalezionego na poboczu. Dostał też obsesji na punkcie Nelsona de la Rosa, wtedy najmniejszego człowieka świata, który miał dostać niewielką rolę. Żart niezamierzony. Ale Brando go zauważył i wymagał. Scenariusz został więc zmieniony i Hofschneider stracił jeszcze więcej kwestii na rzecz de la Rosy ponieważ Brando nalegał żeby byli razem w każdej scenie, do tego w takich samych kostiumach! I jakby was zastanawiało to owszem, było to inspiracją dla postaci Mini-Me w Austinie Powersie, oraz dla Dr Mephesto w South Park.

Chciał też nosić bardzo kunsztowny kapelusz, który

Miał na koniec zdjąć i ukazać, że przez cały ten czas był delfinem.

 

Ale najwyrażniej *to* było już za wiele dla New Line. Ponieważ to Marlon Brando, odmówił uczenia się kwestii, zamiast tego noszać słuchawkę, żeby jego asystent mógł mówić mu je wprost do ucha, co robił już wcześniej. Słuchawkę widać zresztą w filmie. Sęk w tym, że odbiornik podłapywał też radiowe sygnały policyjne. W jednym momencie więc wykrztusił: “Ktoś napadł na Woolworth's!”. Godzinami przesiadywał w klimatyzowanej przyczepie, żrąc ogromne ilości pizzy i rozmawiająć z Frankenheimerem na temat filmu, podczas gdy reszta musiała głupio na niego czekać. W swojej biografii, Hutchison twierdzi, że Frankenheimer pokazał mu 90-minutowe wideo w którym Brando trzymał De la Rosę na kolanach i śpiewał dla niego piosenkę, mówiąc: “Tylko do tego udało mi się przekonać Brando.”. Bycie niefachowym to jedna sprawa, ale zachowanie Brando bardzo szybko zaczęło każdego wkurzać.

Ponownie wedle słów Hutchisona, relacje między Brando i resztą zespołu były tak złe, że jednemu z aktorów “zabroniono” nosic jakejkolwiek broni palnej. Ale skoro mowa o nielubianych aktorach, Kilmer nadal zachowywał się jak szkolny łobuz. Parząc nawet twarz kamerzysty papierosem podczas gdy ten kręcił sceny. I Frankenheimer radził sobie z jego wybrykami równie kiepsko co Stanley. Frankenheimer powiedział później: "Nie lubię Vala Kilmera ani jego etyki zawodowej, i nigdy więcej nie chcę z nim mieć do czynienia!". Rzekomo miał także powiedzieć: “Nawet jakbym miał nagrywać film pod tytułem Życie Vala Kilmera, nie zatrudniłbym tego buca!”. A ostatniego dnia nagrywania scen z Kilmerem, rzekomo powiedział: "A teraz zabierajcie tego drania z mojego planu.”. Najgorsze scysje przeważnie dzieją się między ludźmi z największym ego.

I pomimo tego, że Kilmer później chwalił i bronił Brando, na planie ci dwaj dość szybko się znienawidzili. Brando powiedział Kilmerowi: “Problem w tym, że mylisz rozmiar swojej wypłaty z rozmiarem swojego talentu.”. I żeby wściec Kilmera, Brando zjadał wielkie porcje kapusty przed kręceniem scen, a potem cicho, ale zabójczo pierdział. Po prostu zachowywał się jak staruszek, prawda? Doszło do tego, że obydwaj aktorzy odmawiali wyjścia ze swojej przyczepy przed tym drugim. Co oznaczało, że ekipa i aktorzy czekali na nich godzinami, w pełnym makijażu i kostiumie, pod australijskim upałem, czekając na okazję, żeby *być może* móc coś w końcu nakręcic. Jak to czytam to aż się za nich wstydzę. Rezultatem całej tej kawalkady bzdur było to, że prace, które miały trwać góra sześć tygodni przeciągnęły się na sześć miesięcy. Minęło wiele dni, podczas których nie nakręcono nic pożytecznego, a z dziennymi kosztami rzędu 150,000 dolarów, New Line w praktyce wywalało te pieniądze w błoto.

Koszty utopione to wredny nałóg. Prawda zaczęła kopiować fikcję, ekipa i aktorzy zostawali coraz bardziej wyobcowani od reżysera, nikt nie miał pojęcia co się dzieje, wszystko stawało się coraz bardziej dziwaczne i każdy chciał, żeby to wszystko się skończyło. Aktorzy grający hybrydy musieli spędzać długie godziny pod makijażem żeby się dowiedzieć, że nie są potrzebni. I nie mogli zostać zamienieni, ponieważ kostiumy zostały stworzone z myślą o konkretnej osobie, więc kontrakt zmusił ich do zostania. Nadal jednak słono im za to płacono, większość czasu spędzili więc pijąc, biorąc narkotyki, bzykając się i żyjąc fantazjami rodem ze zlotów furry. (TO NIE JEST PRAWDZIWY SEKS. ONA WYRAŹNIE SKACZE NA LALCE. ALE YOUTUBE JEST GŁUPIE.).

Cóż, życie faktycznie naśladowało sztukę.

Jakby tego nie było dość, Thewlis spadł

Z konia i złamał nogę, podczas gdy statyście *ktoś* złamał nogę gdy napadli go w sydney.

To po prostu wisienka na pieprzonym torcie.

Pewnie się teraz zastanawiacie: podczas całego tego chaosu gdzie u diabła był Richard Stanley? Mam nadzieję żę o nim nie zapomnieliście, bo to byłoby odrobinę niezręczne…. Cóż, dzikim trafem kilku statystów znalazło go całkiem niedaleko. Zwiał pomiędzy drzewa i odpoczywał na pobliskiej plantacji, paląc ogromne ilości zioła z lokalnymi hipisami. Co- *śmiech* cóż, zrozumiałe! Chcąc pokazać solidarność względem ekipy i aktorów ktorych w to bagno wciągnął i będąc chorobiliwie ciekawym co dzieje się z jego filmem, przy pomocy statystów oraz ekipy od makijażu przebrał się w pełen kostium jednej z hybryd i wkradł się z powrotem na plan. Znalazł się nawet na kilku several scenes in the movie.

Wziął udział w brutalnym akcie finałowym, przyznając później, że zniszczenie planu było odpowiednim końcem jego przygody. Pocieszyło go też nieco to, że pod jego nieobecność, na planie panował jeszcze wiekszy rozgardiasz. Stanley nie ujawniał się aż do imprezy końcowej. Gdzie Kilmer, zastanowiwszy się nieco nad swoim zachowaniem, gorąco przeprosił za odebranie mu pracy. Stanley odpowiedział: “Trochę na to za późno.”. Ale w końcu, po czymś co musiało być równie przyjemne co pełznięcie przez układ pokarmowy Szatana, wreszcie zakończono filmowanie. A gdy już został wyrzucony przez szatański odbyt i sklejony w coś wartego srebrnego ekranu, film został w końcu wypuszczony. Ale wynikiem był cóż, naprawdę efekt był rozczarowujący.

Opisuje się go jako jeden z najgorszych filmów na świecie, ale wcale tak nie jest. Nie jest *okropnie*, ale dobrze też nieszczególnie. Jak można oczekiwać, ma wiele problemów, a Thewlis, Kilmer i Brando grają tak, że wyraźnie widać, że nie chcieli wcale tam być. Nie udało się osiągnąć niczego z tego, co zostało zamierzone. Widać było w co celowali, ale jakoś nie udało im się do tego celu trafić. A pomijając absurd momentów Mini-Me, nie bardzo jest się nawet z czego śmiać. Może to i frazes, ale Dr Moreau to naprawdę gorączkowe majaki. Coś jest *nie tak*.

Nawet jak ktoś nie wie o kłopotach z produkcją, każdy zauważy, że *coś* tu nie pasuje. Ale film był krytyczną i finansową klapą. Tracąc pieniądze New Line, trafiając do hali kinowej niesławy, utwierdzając solidnie reputację Kilmera jako dupka i po raz kolejny robiąc pośmiewisko z Brando. Stanley odmówił obejrzenia filmu w pełni, co uważam za zrozumiałe. Wycofał się z Hollywood, żeby skupić się na filmach dokumentalnych. Dopóki nie zaliczył czegoś w stylu powrotu ze swoją adaptacją Koloru z Przestworzy H.P Lovecrafta, w 2019. Miał zrobić jeszcze dwa filmy na podstawie Lovecrafta, ale, um *to* się stało Co jest rozczarowujące? No bueno, kolego, co do chuja? Cóż, oto właśnie historia szaleństwa którym była Wyspa Dr. Moreau.

Mam nawyk recenzowania dziwnych, przeklętych i szczerze gównianych filmów na tym kanale, ale wątpię, żeby cokolwiek kiedyś przebiło ten pod względem czystego chaosu i współczulnej nerwicy. I o tyle, o ile ten galimatias był fascynujący, mam nadzieję, że drugi raz się nie wydarzy. Bo kurwa Burzliwa produkcja jest szerzej opisana w filmie dokumentalnym. Lost Soul: The Doomed Journey of Richard Stanley’s The Island of Dr Moreau. Którego nie mogę się nachwalić.

Skoczcie więc go zobaczyć.

Ale najważniejszą z tego lekcją jest: nigdy nie spotykajcie swoich bohaterów. Bo czasami, wasi bohaterowie to dupki.

Hej ludziska, nie spałem całą noc bo szykowałem ten film na dziś, na sobotę, (*PROSZĘ WYBACZCIE GÓWNIANE AUDIO, MÓWIĘ PRZEZ MIKROFON W KAMERCE*) bo musiałem go wypuścić do końca miesiąca żeby spełnić swój obowiązek. (*PROSZĘ WYBACZCIE GÓWNIANE AUDIO, MÓWIĘ PRZEZ MIKROFON W KAMERCE*). I gdy tak nad nim siedziałem, już pod koniec, uderzyło mnie ogromne poczucie ironii. Bo tworzenie tego filmu poniekąd było doświadczeniem pokroju Moreau samo w sobie. Planowałem zrobić ten film mniej więcej rok temu i gdy tkwiłem po uszy w pracach badawczych nad nim, ktoś inny wypuścił o tym film, który bardzo się udał. Pomyślałem więc, że muszę opóźnić swój, bo nie czułem już żadnego ponaglenia, a do tego nie chciałem wyjść na plagiatora. A jak w końcu się za to zabraliśmy, tak ja, jak i mój edytor zachorowaliśmy podczas pracy! Co spowodowało więcej opóźnień. A potem zdarzyły się inne problemy techniczne i produkcyjne, dlatego zresztą pracuję całą noc żeby w końcu ten film wypuścić.

I w końcu, naręcze problemów zdrowotnych i osobistych uczyniło ten miesiąc jeszcze gorszym. Mogliście to wyłapać w samym filme, ale, mój głos brzmiał nie do końca zdrowo. Bywało lepiej i gorzej. A to dlatego, że się do tego zmuszałem. Dlatego, że chciałem to wreszcie wypuścić. I podobnie jak Dr. Moreau, film zaczął jako entuzjastyczny projekt, ale teraz po prostu cieszę się, że już po wszystkim. Mimo wszystko, cieszę się, że się przemogłem i dokończyłem ten projekt.

Mam nadzieję, że wam się podoba. A teraz mogę przejść do innych rzeczy. Wiem, że ten ostatni miesiąc był pustkowiem pod względem contentu, ale wszystko było… odrobnę dziwne. I szczerze, brakuje mi inspiracji, bo większość rzeczy, która wyszła w ciągu ostatnich kilku miesięcy była nudna. Ale przez ostatnie dwa miesiące wyszła taka masa rzeczy, którymi chcę się zająć że za nic w świecie nie znajdę czasu na zajęcie się nimi wszystkimi. Trochę to frustruje! Więc cóż, ten film *jest* przeklęty. Nie rób o nim filmu. Jeśli cię korciło, nie rób tego.